Podstawy strategii kształtowania własnej psychiki
Wszyscy znamy odpowiedź na często zadawane pytanie o to, co jest przyczyną stresu w dzisiejszych czasach. Odpowiemy, że zagonienie, niepewność o pracę, brak stabilnej sytuacji ekonomicznej i mnóstwo podobnych rzeczy. Mniej ogólnie a bardziej szczegółowo możemy dodać do listy szereg czynników osobistych, niespełnione miłości, kłopoty w rodzinie itd. Każdy z nas gdzieś tam na tej liście odnajdzie coś co go gnębi. Bywa nawet tak, że staje się przyczyną bezsenności i poważnego rozchwiania emocjonalnego.
Polecałem już niektóre preparaty ziołowe mogące złagodzić wewnętrzne napięcie. Są to środki, po które możemy sięgnąć w każdej chwili. Nieco złagodzą stres i pozwolą spokojniej spojrzeć na niepokojące nas sprawy. Może także pozwolą kontynuować lekturę tego artykułu? Od razu ostrzegam, że nie jest łatwa, a niektóre treści mogą być trudne do przyjęcia.
Bowiem dziś chciałbym zwrócić uwagę na rzecz inną. Mało popularną, bo o ile jeszcze promuje się obecnie (choć w dość wątpliwych formach) pracę na własnym ciałem, co przy okazji też nieco wzmacnia naszą konstrukcję psychiczną, to już zupełnie pomija się kształtowanie swojej psychiki. Zaniedbujemy zupełnie nasz rozwój osobowy w tym kierunku i nierzadko pozostajemy na poziomie dziecka. Wiadomo, że dziecko ze stresem sobie radzić nie potrafi. Psychologowie wiedzą, jak trudno pomóc małym pacjentom, którzy przeżyli jakąś tragedię. Zamykają się w sobie i nie są w stanie wypowiedzieć niezrozumiałych dla siebie emocji. Dziś problem ten nie dotyczy już tylko dzieci, lecz także niedojrzałych dorosłych. Można się na mnie oburzać, za taką krytykę społeczną i wskazywanie powszechnej niemal niedojrzałości, ale niech każdy sam uczciwie się zastanowi i odpowie sobie na pytanie. Kiedy ostatnio w świadomy sposób kształtowałem swoją psychikę?
Źle rozumiana asertywność
Podlegamy tak mocno stresom i presji psychicznej między innymi dlatego, że staliśmy się ofiarami populistycznej wersji psychologii z tanich poradników. Nauczono nas, że należy być asertywnym. Mamy prawo czuć to co czujemy. To wszystko prawda, jednak diabeł tkwi w szczegółach.
Co naprawdę oznacza asertywność? Oznacza umiejętność upominania się o swoje prawa, ale z respektowaniem praw innych. Oznacza szacunek do własnych uczuć, ale i szacunek do uczuć innych. To wcale nie znaczy, że zawsze i wszędzie musimy wyrażać swoje emocje. Nie jesteśmy zobowiązani, aby dla zasady ciągle przypominać o swoich prawach, a już na pewno nie jest to przepustka do tego, by wszystkich wokół męczyć swoimi humorami. Także siebie, ale do tego wrócimy.
Powinniśmy rozmawiać o swoich emocjach, ale (jak mówił o. Józef Augustyn) nie z byle kim, nie byle jak i nie byle gdzie. Asertywność to nie emocjonalny ekshibicjonizm.
Powszechna agresja
W teorii jesteśmy wyznawcami asertywności, w praktyce agresji. Schemat, który lubię przytaczać. Szef skrzyczy pracownika, a ten oczywiście nie może mu odpłacić tym samym. Wraca do domu i wyżywa się na żonie. Żona krzyczy na dziecko, a dziecko idzie się wyżyć na psie. Pies rusza na podwórko w poszukiwaniu kota!
W swojej bezmyślności wydaje nam się, że im większą mamy władzę i im więcej ludzi możemy skrzyczeć, tym jesteśmy ważniejsi i mądrzejsi. Ilu ludzi w podobnej sytuacji się zatrzyma i spróbuje przeanalizować co się dzieje zamiast się miotać i odreagowywać stres na słabszych? Zwykle mamy albo reakcję opisaną powyżej lub też zamknięcie się w sobie i pokazywanie otoczeniu, jaki to ja jestem nieszczęśliwy.
Od bezstresowego wychowania do patologii
O bezstresowym wychowaniu napisano już chyba całe tomy. Im mniej się wymaga od dziecka, tym później gorzej radzi sobie z życiowymi przeciwnościami. Jestem przerażony, gdy na każdym kroku spotykam się z przypadkami odebrania sobie życia tylko z powodu utraty pracy. Oczywiście, że trudno czasem znaleźć nową, ale…. Opisana powyżej agresja coraz częściej przekształca się w patologie, o których głośno w telewizji. Mordowanie dzieci na złość współmałżonkowi i podobne. Tylko proszę nie mówcie mi, że nas to nie dotyczy. To inni źli ludzie? Psychopaci? To tylko te same niedojrzałe postawy posunięte do ostateczności. Za ostro? Może i tak, ale czas dorosnąć!
Głaskać każdy może…
No dobrze. Może zbyt mocno Wami wstrząsnąłem. Wszak większość artykułów na temat walki ze stresem ma za zadanie pogłaskanie Czytelników po głowie. Promuje się więc środki doraźnie łagodzące stres. Natomiast unika dotykania istoty problemu. Środki takie bynajmniej nie są złe, ale wszystkiego nie załatwią. Tu nie tylko zioła czy relaks są potrzebne. Musimy zacząć kształtować i wzmacniać swoją psychikę. Do tego potrzebna jest strategia pracy nad sobą.
Coś więcej na temat analizy swoich uczuć napiszę niebawem. To temat dość obszerny i wymaga osobnego omówienia. Spróbujemy się tam zmierzyć z poczuciem winy i krzywdy, dwoma prawdziwymi przyczynami częstego ulegania zewnętrznym czynnikom stresogennym. Dziś chciałbym pokazać proste i dość skuteczne narzędzie skutecznie rozładowujące stres. Opiera się ono na zasadzie kontrastu.
Strategia kontrolowanego nieszczęścia
Czasami, gdy ktoś obwieszcza wokół, że jest nieszczęśliwy, samozwańczy pocieszyciele usiłują mu pokazać, że przecież nie jest tak źle. Są ludzie, których spotkało jeszcze większe nieszczęście, tysiące umiera z głodu, ktoś stracił całą rodzinę w wypadku… Przyznam, że taka pomoc budzi we mnie odrazę. Niby dlaczego mam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia? Do tego sprowadza się takie pocieszanie.
Ludzie używający podobnych argumentów również odwołują się do zasady kontrastu, lecz robią to w sposób nie do przyjęcia. Z wielu przyczyn lepiej jest skierować ostrze nieszczęścia na samego siebie.
Nieraz zamartwiamy się tym co może nas spotkać lub jesteśmy przybici tym co już nas spotkało. Strategia kontrolowanego nieszczęścia polega na tym, by siedząc w samotności wyobrazić sobie coś gorszego co nas właśnie spotkało. Powinno to być coś rzeczywiście dotkliwego, a przy tym trzeba na tyle wprawić w ruch wyobraźnię, by wczuć się w tę sytuację. Trzeba wytrzymać tak kilkanaście minut. Potem wracamy do rzeczywistości i na nowo spoglądamy na realia. Zasada kontrastu sprawi, że to co było przyczyną przygnębienia teraz nie będzie już takie straszne.
Nasza psychika przejdzie swoiste katarsis i łatwiej przyjdzie nam zmierzyć się z prawdziwymi problemami. Na pierwszy rzut oka wydaje się to paradoksalne, ale działa. Metoda sprawdzana przeze mnie już nieraz. Wierzcie mi na słowo, że miewałem w życiu naprawdę trudne i bolesne momenty.
Komedie i tragedie
Jeszcze kilka słów o katarsis. Przyjęło się powszechnie, że w ramach relaksu i zmniejszenia poziomu stresu ogląda się komedie w telewizji. Wiadomo, pośmiejemy się będzie nam lżej. Pomijam już fakt, że poziom większości komedii jest taki, iż obraża inteligencję i doprawdy nie wiem, czy większość widzów naprawdę tak nisko się ceni, czy tak nisko ceni ich przemysł filmowy. Nie ważne. Oglądanie komedii jest mało skuteczne w walce ze stresem. Rzecz właśnie w tym, by oglądać filmy o wymowie tragicznej, a potem korzystając z tego katarsis, które nam zapewniają odbić się z nowymi siłami do rzeczywistości. Komedia jako taka daje tylko pozorną ulgę.
Uczenie się radości życia
Mogłoby się wydawać, że propaguję nieustanne unieszczęśliwianie się. Nic podobnego. Wręcz przeciwnie. Opisane praktyki nie mogą być stosowane zbyt często. By naprawdę działały muszą pozostawać w odwodzie. Sięgamy po nie tylko w sytuacjach, gdy już naprawdę nie radzimy sobie z problemami.
Natomiast na co dzień należy uczyć się radości życia. To wbrew pozorom także jest umiejętność do wyuczenia. Inna sprawa, że niezmiennie trudno opisać, jak do tego dojść. Trzeba się zatrzymać i skupić na pozytywnych elementach swojego życia. Jest to zjawisko, które mogę oddać tylko w dość mglistej przenośni – zejść w głąb siebie i tam się polubić. Wiem, że brzmi to dość pretensjonalnie, ale jest nieodzowne w radzeniu sobie ze stresem. Zresztą po co żyć, gdy nie umie się cieszyć życiem w jego drobnych przejawach? Dość często mam wrażenie, że wielu ludzi odbiera życie jako ciężar i jakiś niezasłużoną karę.